Tegoroczna, jubileuszowa, 25 edycja CIAF, niegdyś największej imprezy lotniczej w Czechach, już za nami. Co pozostało z tradycji i pamiętnych edycji odbywających się w Brnie? Okazuje się, że niestety niewiele…

Zacząć należy od tego, że już w zasadzie od kilku lat CIAF jako impreza nie aspiruje do miana największych pokazów lotniczych w Czechach. To miano, nieoficjalnie, dzierżą odbywające się w Ostrawie Dni NATO, które, de facto, są prezentacją nie tylko samolotów i śmigłowców, ale głównie techniki lądowej. Jednak to właśnie one zostały wzięte „pod skrzydła” Czeskiej Armady stając się „Dniami Sił Powietrznych”. Stąd też nie dziwi, że właśnie tam prezentowana jest większość zagranicznych maszyn i zespołów akrobacyjnych. Jak się to ma do opisywanego tutaj wydarzenia? Tak, że niestety zostało ono zmarginalizowane i z wielkich pokazów lotniczych przekształciło się w dość skromny piknik lotniczy, który jednak ma swoje atuty.

Główną atrakcją tej edycji, podobnie jak w roku poprzednim, było uczestnictwo lotnictwa Ukraińskiego. Zaprezentowało ono myśliwiec Su-27, którego pokaz był niekwestionowanym hitem imprezy. Huk potężnych silników, wspaniałe przeloty z dopalaczem, flary i lądowanie ze spadochronem były dokładnie tym, na co czekali wszyscy miłośnicy lotnictwa. Drugim ciekawym pokazem była prezentacja legendarnego myśliwca Supermarine Spitfire. Maszyna należąca do Steva Sheparda jest doskonale znana fanom imprez lotniczych w tej części Europy, gdzie brała udział zarówno w imprezach takich jak słowacki SIAF czy nasz krakowski Małopolski Piknik Lotniczy. Jej występ miał też związek z przypadającą na ten rok rocznicą 100-lecia istnienia Czechosłowackiego lotnictwa. O tym jednak. jak owe obchody wypadły, za chwilę. Skupiając się na pozytywach należy również zdecydowanie wspomnieć o tradycyjnym od wielu edycji gościu imprezy, czyli łotewskim zespole Baltic Bees. Latający na Albatrosach team zawsze warto zobaczyć, mimo że od pewnego czasu pojawiają się głosy, że ich niemodyfikowany od kilku sezonów program jest… opatrzony. Myślę, że taka opinia zależy od konkretnego widza, a przynajmniej ja uważam ich występy za ciekawe i godne uwagi, zwłaszcza teraz kiedy występują na wielu imprezach mniejszej rangi, jak chociażby tegoroczne Podkarpackie Pokazy Lotnicze. Świetnym pomysłem był wspólny przelot jednego z L-39 wraz ze wspomnianym już Spitfire. Było to na pewno coś nowego i unikalnego, z czym będzie można powiązać tegoroczną edycję. Miłym zaskoczeniem i niespodzianką „In plus” było uczestnictwo innego zespołu akrobacyjnego tj. The Flying Bulls. Tutaj tak naprawdę organizatorom dopisało szczęście, występ grupy w Słowenii został odwołany, w związku z czym „zastępczo” wzięli udział w CIAF-ie. Jednak już sam fakt tego, że zespół z nieodległego Jaromierza, wybiera się w pierwszej kolejności za granicę, zamiast do sąsiada już daje do myślenia na temat organizacji. Wspomnę jeszcze o polskim akcencie pokazów, czyli premierowym występie Jaka-3U (a w zasadzie to Jaka-11, żeby nie powiedzieć szczegółowo Leta C-11) należącym do Mateusza Starmy. Jaczek szczęśliwie doleciał na pokazy w niedzielę, gdyż sobotnia pogoda skutecznie go od tego odwiodła. Pokazy w locie uzupełniły jeszcze skromniutkie dodatki, takie jak replika Aero C-104, akrobacje Jungmeistera, kilka przelotów lokalnych Antków i tradycyjny zrzut skoczków. W zasadzie na tym można by zamknąć opis lotniczej części imprezy. Jeżeli idzie o część naziemną, czyli statykę, to mówiąc najogólniej, była ona bardzo uboga. Uratowały ja w zasadzie tylko Ukrainia prezentująca Su-27 i Iła-76 oraz RAF, który przedstawił parę Eurofighterów oraz szkolnych Tucano. Prócz nich do oglądnięcia był jeszcze wyłącznie, smutnie stojący na uboczu, Islander, śmigłowiec Agusta promujący lokalną firmę HeliCzech oraz dwa ultralighty szkoły lotniczej.

Niestety, żeby być obiektywnym, trzeba przejść do minusów tej edycji, a było ich sporo. Największy stanowiły wielkie braki wśród maszyn anonsowanych oficjalnie przez organizatora. I tak zabrakło Petera Beseneyi w swoim genialnym Racerze, niemcieckiego akrobaty Tima Tibo, czy w końcu premiery bardzo ciekawej maszyny wyczynowej Ultimate 20-300, będącej mocną przebudową standardowej Extry 300 na dwupłatowiec. Standardowo nie pojawił się również serbski Galeb, który już od kilku edycji pozostaje „duchem” (nigdy go nie ma, mimo zapowiedzi). Dziwi kompletny brak śmigłowców. Niby wspomniany już HeliCzech jest sponsorem imprezy, ale w tym roku nie zaprezentował nic! Owszem AH-1S Cobra jest obecnie niesprawna (oczekuje na nowy rotor), ale awizowany w zamian MD500 nie został pokazany. Ba! Nawet będący „zastępcą zastępcy” Robinson latał, ale wyłącznie loty widokowe. Ostatecznie więc były to pierwsze pokazy CIAF, na których nie zobaczyliśmy w powietrzu ani jednego śmigłowca.

Potężnym minusem i chyba wpadką organizacyjną można również nazwać „nieobecność mimo obecności” czeskich sił powietrznych. Kuriozum imprezy było bowiem to, że patronat nad nią miało Czeskie Ministerstwo Obrony, a jedyną rzeczą jaką wojsko zaprezentowało był trwający 2 minuty… przelot pary dyżurnej Gripenów! Prócz tego nie pojawiło się już nic, ani na lądzie, ani w powietrzu. Drugim nieporozumieniem było „100-lecie lotnictwa Czechosłowackiego” w wykonaniu organizatora. Otóż prócz Hymnu odegranego na starcie pokazów, miał odbyć się specjalny przelot maszyn Czeskich na uczczenie obchodów. Organizator nie zdradził o co chodzi, więc domyślano się, że może to być przelot formacji historycznej lub mieszanej (np. Gripen i Spitfire). Tymczasem okazało się, że wspomniana atrakcja to przelot trzech (!) samolotów: Sokol, Meta Sokol i Zlin, które zakręciły ze dwa kółeczka i wylądowały. Nie potrafię pojąć zamysłu organizatora w tej kwestii…

Mimo dobrej organizacji logistycznej, impreza na ziemi również nie zachwycała. Stoisk, zarówno handlowych jak i gastronomicznych, było malutko i nie były one niestety zbyt warte odwiedzenia. Jedyne ciekawe pamiątki sprzedawała ekipa z Ukrainy, chociaż część ich fantów może wydawała się dość mocno kontrowersyjna (np. prezenty otrzymane od ekip tydzień wcześniej w Radomiu). Tutaj należy również wspomnieć o cenach biletów (300CZK), które wydają się zbyt wysokie jak na tego typu atrakcję. Daje się to odczuć zwłaszcza w taki dzień jak sobota, kiedy pokazy zostały storpedowane przez padający deszcz. Odczuwalnym brakiem była również nieobecność Weteran Clubu Hradec Kralove, który rokrocznie prezentował wystawę zabytkowych pojazdów wojskowych.

Jak więc najuczciwiej podsumować tę edycję? Myślę, że właśnie słowem skromna. Mało samolotów, stosunkowo krótki program lotniczy (ledwo 4 godziny), biedna wystawa statyczna… Z drugiej strony to, co już latało, nie zawodziło, a i momenty były (Su-27 czy przelot Albatrosa ze Spitfire). Do tego dochodzi dobra, kameralna atmosfera imprezy i stosunkowo mała liczba ludzi na lotnisku (mimo dobrej pogody), dzięki czemu bez tłoku czy stania w kolejce można było odwiedzić atrakcję (np. zwiedzić wnętrze Iła). Ogólnie dajemy organizatorom CIAF-u kredyt zaufania i polecamy zajrzeć na kolejną edycję w roku przyszłym, wierząc że będzie po prostu lepiej. Lecz na pytanie czy warto przyjechać z daleka i wydać niemałe pieniądze na bilety nie odpowiadamy wprost, zostawiając te decyzję do indywidualnej oceny.