Ubiegłoroczna edycja pokazów SIAF była z wielu względów przełomowa. Przede wszystkim decydowały o tym jej realia: zupełnie nowe miejsce imprezy (Malacky-Kuchyna) i również nowe zasady pandemiczne. Do tego doszła oczywiście spora presja, w końcu edycja 2021 stawała obok Dni NATO jako aspirująca do największych pokazów lotniczych w regionie. I mimo sporych kłopotów organizacyjnych (przeczytacie o nich w archiwalnym raporcie) była ona nadzwyczaj udana. Co zatem możemy powiedzieć o jej kolejnej odsłonie? To, że była lepsza, bardziej zaskakująca, a momentami nawet wzruszająca!
Tradycyjnie zacznę od spraw organizacyjnych. Przede wszystkim w roku 2022 zostały zniesione prawie wszystkie ograniczenia covidowe, co już na wstępie ułatwiło wszystkim życie. Nie było już stref, osobnych wejść, absurdalnego rozgraniczenia statyki. Wszyscy mogliśmy się poczuć jak przed rokiem 2020 i wspólnie uczestniczyć w lotniczym święcie. Poprawie uległo również usytuowanie wejść i parkingów, co zapobiegło niepotrzebnym kolejkom do wjazdu. W tym roku powrócono również do dystrybucji wejściówek bezpośrednio przy bramkach na teren wydarzenia, co po ubiegłorocznych kłopotach z aplikacjami zostało bardzo pozytywnie odebrane przez gości. Uporządkowano również kwestię stoisk (były one bardziej sensownie rozstawione), a także utworzono specjalną „chill out zonę”, gdzie widzowie mogli się zrelaksować w czasie dnia i po prostu odpocząć. Moim zdaniem był to pomysł świetny i mam nadzieję, że zostanie podchwycony również przez inne imprezy tego typu. Pewnego rodzaju łyżką dziegciu pozostaje po raz kolejny kwestia wejścia na teren imprezy przez dziennikarzy, która została niepotrzebnie skomplikowana i prowadziła do zupełnie zbytecznych wycieczek ze sprzętem po terenie przyległym do bazy lotniczej. Nie jest to jednak minus wpływający na ocenę całości, szczególnie, że nie dotyczył on wszystkich odwiedzających.
W tym roku program miał w pewnym sensie mocne uderzenie na rozpoczęcie. I nie chodzi tutaj o samoloty, ale… o potężną burzę z piorunami, która przewędrowała nad terenem lotniska krótko po godzinie 8 rano. Skutecznie wstrzymała ona loty i doprowadziła do przesunięcia ich na okolicę godziny 10. Wtedy to, niemal zaraz po ustaniu deszczu, w oparach pary i przy mokrym pasie, w górę poszedł pierwszy z uczestników programu, tak bliski naszemu sercu Polski F-16 z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego. I dał, moim zdaniem, jeden z ciekawszych pokazów w ogóle! W końcu powstająca za nim kondensacja dawała piorunujące wrażenie i kolejny raz dowód na to, że pokazy przy lekkim deszczu, nie muszą być zupełnie nieudane (vide casus Radomia w 2018 roku). Po tym dość mocnym otwarciu czekało nas kilka punktów tradycyjnych dla tej imprezy. Kolejno były to pokazy znanego i lubianego L-29 Delfin, czeskiego śmigłowca Mi-24V (w tym roku powrócono do malowania Alien Tiger) oraz defilada lotnicza połączona z oficjalnym rozpoczęciem SIAFu. W ramach tejże nie zaszły wielkie zmiany w stosunku do poprzedniej edycji: kolejno przeleciały dwa Blackhawki oraz odchodzący powoli do historii Mi-17, Spartan w towarzystwie Migów-29 oraz Turbolet, który zrzucił spadochroniarzy. Całość dopełnił pokaz samolotów rządowych… czyli Airbusa A319CJ i Fokkera 100, które wykonały kilka przelotów. Tutaj wydaje się jednak, że nie wyglądało to już aż tak imponująco jak rok wcześniej. Latały one dalej od siebie i wyżej niż dawniej. Czyżby zmienili się piloci, albo wytyczne?
Prawie dokładnie w samo południe nadeszła chwila na jaką czekali dosłownie wszyscy. Po raz pierwszy nad lotniskiem w Kuchyni, ale też w ogóle na Słowackim niebie pojawiła się para najnowocześniejszych myśliwców amerykańskich czyli F-22 Raptor. Wizyta ta, szeroko anonsowana przez organizatorów miała być motorem napędowym dla widzów, aby wybrali się na pokazy. Była to okazja unikatowa i jednodniowa (tylko w sobotę). Maszyny przyleciały z Polski, gdzie stacjonowały w Łasku w ramach programu Av-Det. I co rzeczywiście zasługuje na podkreślenie – ich pozyskanie jako uczestników wydarzenia udało się tylko Słowakom, za co chylę czoła i jestem pod wielkim wrażeniem. Osobną kwestią dyskusji było to jak będzie to wyglądało finalnie. Czy to będzie tylko przelot, czy lądowanie czy jeszcze coś innego. I tutaj okazało się, że wyszło z tego więcej niż wszyscy zakładali. Amerykańscy piloci, którzy w zasadzie mieli tylko przelecieć nad lotniskiem zdecydowali się na… serię absolutnie fantastycznych niskich przelotów, low-passów i symulacji lądowań. Prezentacja ta wstrząsnęła nawet komentatorami, którym w pewnym momencie… zabrakło już słów i tchu na opisywanie wydarzeń nad lotniskiem. Wszak ich piękne, ostre poderwania były absolutnie bezkonkurencyjne. Po kilku takich przelotach maszyny niezwykle delikatnie wylądowały na pasie i zakołowały na specjalnie przygotowane dla nich miejsce, gdzie (po szybkim odgrodzeniu) stały się absolutnym hitem wystawy statycznej. Przyznam szczerze, że nigdy nie widziałem takich tłumów, które parły aby zobaczyć na ziemi te konkretne samoloty. Ludzie robili pamiątkowe zdjęcia i selfie, a spotterzy i pasjonaci kontemplowali szczegóły budowy maszyny. W tym miejscu mogę zatem uprzedzić fakty i napisać, że to właśnie Raptory stały się podwójnych hitem tej edycji, zarówno dynamicznym jak i właśnie naziemnym. Raz jeszcze gratuluję organizatorom tego, że udało im się te wyjątkowe samoloty ściągnąć do siebie!
Kiedy już wszyscy nieco odetchnęli po prezentacji amerykańskiej, przyszła pora na nieco lżejszy blok programu, idealny na odpoczynek lub zwiedzenie wystawy statycznej. Nie znaczy to oczywiście, że nic się nie działo. Kolejno zaprezentowały się: śmigłowiec W-3 Sokół z akcją ratowniczą, zabytkowy P-51D Mustang (notabene jedyny „warbird” tej edycji), węgierski Gripen (co ciekawe w wersji D) oraz znany i lubiany polski Bo-105 z flarami. Ten fragment zakończył krótki pokaz miejscowego C-27J oraz występ doskonale znanego czeskiego zespołu akrobacyjnego The Flying Bulls z Jaromierza. Około godziny 13:30 miało miejsce wyjątkowo nietypowe wydarzenie. Otóż na pasie lotniska pojawił się autentyczny… bolid Formuły 1! Atrakcja była nietypowa, pojawiła się zapewne w związku z jednym ze sponsorów imprezy, ale trzeba przyznać, że była dość ekscytująca, zwłaszcza dźwiękowo. Kiedy pojazd „skołował” już do siebie na niebie pojawili się spadochroniarze z grupy Compact SkyDive, będący niejako preludium do jeszcze większej atrakcji, która miała odbyć się później. W międzyczasie swoje pokazy zaprezentowały Mi-171 i Mi-24V z Czech oraz szeroko promowany ostatnio L-39NG. Tutaj ważna uwaga – po przeprowadzonych w kuluarach rozmowach, słowackie zakłady LOTN podpisały z Aero umowę na produkcję niektórych części do tych samolotów. Jest to swoiste preludium do planowanej decyzji o zakupie tych maszyn dla Słowackich sił zbrojnych w niedalekiej przyszłości. Ten fragment pokazów zakończyła prezentacja o wdzięcznej nazwie „Rambo”, a będącej symulowaną akcją Sił Specjalnych z użyciem dwóch śmigłowców Black Hawk.
O godzinie 15 odbyło się bardzo ważne wydarzenie – przekazanie przez Słowację odpowiedzialności za bezpieczeństwo własnego nieba w ręce sąsiadów tj. Czech i Polski. Podłożem tej decyzji było planowane wycofanie myśliwców MiG-29 w trybie pilnym. Jednocześnie do czasu dostawy pierwszych F-16V (w roku 2024) Słowacja pozostaje bez własnych samolotów bojowych. W ramach NATO podjęto zatem decyzję o zastąpieniu krajowej obrony lotniczej przez sojuszniczą. W wydarzeniu wzięli udział Ministrowie Obrony wszystkich trzech państw, którzy uroczyście podpisali stosowny dokument. Zwieńczeniem uroczystości był „powitalny” przelot samolotów sojuszniczych, od tej pory broniących słowackiego nieba w postaci polskiego F-16 oraz czeskiego Gripena. Ten pierwszy dodatkowo wykonał ponadto drugi już tego dnia pełny pokaz Tiger Demo Teamu.
Dalsza część programu obfitowała w lżejsze pozycje. Para polskich Limów latała ładnie i zdecydowanie odważniej niż rok temu, szkoda tylko, że bardzo krótko. Węgierski Mi-2 z pirotechniką po raz kolejny zachwycił niezwykłą dynamiką, a słowacki L-39 wzbudził podziw dość niskim low-passem. Wisienką na torcie okazał się występ spadochronowego zespołu reprezentacyjnego RAF Falcons. Trzeba przyznać, że działo się w powietrzu sporo, gdyż Panowie prezentowali unikatowe i bardzo skomplikowane figury spadochronowe, okraszone kolorowymi flarami i muzyką klasyczną. Zrobiło się jednocześnie cicho i kameralnie, a z drugiej strony również bardzo ekscytująco. Całości dopełnił również naprawdę duży statek powietrzny, wszak grupa wyskoczyła z Herkulesa C-130, który po zakończonym pokazie wylądował w Kuchyni.
Kiedy pokazy zmierzały już do końca, nad lotniskiem pojawiły się cztery myśliwce ciągnące za sobą charakterystyczne czarne smugi. Były to wyczekiwane przez wszystkich Migi-29 z Sliaca, które przyleciały oficjalnie pożegnać się z entuzjastami lotnictwa. Nie ma co ukrywać, że było to obok prezentacji F-22, drugie pamiętne i jednocześnie wzruszające wydarzenie. Po ponad 30 latach służby Fulcrumy po raz ostatni pojawiły się na słowackim niebie. Czwórka maszyn wykonała w sumie kilka przelotów, low passów i symulacji lądowań. Następnie trzy egzemplarze wróciły do bazy, a jeden wylądował i zakołował przed zgromadzoną publicznością. Ale cóż to był za widok! Mig żegnany był oklaskami oraz tradycyjnym salutem wodnym. Chwila była bardzo podniosła i smutna zarazem: wszak samolotów tych już prawie na pewno nigdy nie zobaczymy, gdyż w myśl podjętej przez Słowaków decyzji zostaną one przekazane walczącej Ukrainie. Decyzja pewnie dobra, ale mimo tego łza się w oku zakręciła, zwłaszcza u osób takich jak ja, które oglądały te maszyny na żywo od ponad 15 lat. Pocieszeniem może być fakt, że my naszych dwudziestych dziewiątych jeszcze nie żegnamy, a przynajmniej nie wszystkich oraz to, że najpiękniejszy egzemplarz słowacki czyli biały tygrys „1303” zostanie przekazany do muzeum.
Zasadniczo rozstanie z Migami było początkiem końca pokazów w powietrzu. Na niebie pokręcił jeszcze trochę węgierski mistrz akrobacji Zoltan Veres oraz pokaz dał niezawodny SoloTurk. Oficjalny program dobiegł zatem końca. Ale większość ludzi nie opuszczała jeszcze terenu imprezy. I nie ma co się dziwić, gdyż na wszystkich czekały jeszcze dwa nadprogramowe bonusy. Pierwszym był odlot Miga-29 i tak naprawdę definitywne pożegnanie z tą maszyną, a drugim imponujący start pary Raptorów, które powracały do bazy w Polsce. Były to znakomite okazje do wykonania pięknych i unikatowych fotografii. Należy bardzo mocno pochwalić organizatorów, że nikogo nie wypraszali z terenu wydarzenia i każdy z gości mógł swobodnie uczestniczyć w tych ponadprogramowych przeżyciach.
Tradycyjnie należy kilka słów poświęcić wystawie statycznej. O tym, że jej bezwzględnym hitem była para samolotów Raptor pisałem już wcześniej. Jednak co można było zobaczyć jeszcze? Na pewno na uwagę zasługiwała prezentacja Luftwaffe, w ramach której pojawiły się Tornado IDS, A400M oraz rodzynek w postaci śmigłowca CH-53 Sea Stallion. Wśród maszyn myśliwskich wyróżniały się włoskie Eurofightery i polski F-16. Do tego kilka mniejszych transportowców takich jak CASA, Bryza i Spartan. Ważnym elementem prezentacji był oczywiście MiG-29 prezentowany statycznie po raz ostatni, do samolotu zapewniono swobodny dostęp, toteż był miejscem wykonywania pamiątkowych zdjęć i selfie. Podczas tej edycji teren ekspozycji był mniejszy niż poprzednio, a samoloty trochę bardziej stłoczono. Inaczej też rozwiązano ustawienie barierek, które było gorsze dla fotografujących, ale lepsze dla oglądających, gdyż można było podejść w miarę blisko każdego z samolotów. Jednocześnie zrezygnowano definitywnie z wystawy lotnictwa lekkiego i wszelkich cywilnych dodatków (z wyjątkiem prywatnego Delfina i jego dedykowanego stoiska z gadżetami). Generalnie nie była to jakoś bardzo imponująca wystawa, zdecydowanie słabiej wyglądała od tej z roku poprzedniego, ale jednocześnie miała do zaoferowania pewne perełki.
Podsumowując tegoroczna edycja zdecydowanie spełniła pokładane w niej nadzieje, a nawet momentami je przebiła. Cudowny pokaz Raptorów i genialne pożegnanie Migów sprawiły, że edycja ta zapadnie w pamięci na lata. Można wręcz powiedzieć, że wszelkie inne prezentacje były tylko dodatkiem do tych dwóch wydarzeń, a przecież nie były one złe, a wręcz bardzo dobre jak na realia tego wydarzenia. Program przebiegał sprawnie, nie zdarzały się wielkie przestoje czy opóźnienia. Do tego miłe bonusy na zakończenie. Organizacja terenu imprezy była bardzo dobra, poprawiono bowiem wiele niedociągnięć z roku 2021. Wprowadzono nowości takie jak „chill out zona”, uporządkowano stoiska. Towarzysząca pokazom lotniczym wystawa naziemna była zupełnie przyzwoita, aczkolwiek nie aż tak okazała jak na poprzedniej edycji. Moim zdaniem ogólnie należy imprezę ocenić wysoko. Wpadek nie było, a jak się zdarzały to niewielkie. Ponadto organizatorzy sami prosili o podzielnie się wrażeniami i sugestiami już po zakończeniu wydarzenia, a to znaczy, że liczą się ze zdaniem gości i za to wielki szacunek.
Kolejna edycja odbędzie się już w pierwszych dniach września 2023 roku. Serdecznie polecamy zarezerwować sobie ten termin i bez wahania wybrać się na Słowację. Piękne widoki i świetne pokazy lotnicze macie tutaj gwarantowane!
Za pomoc w realizacji sprawozdania dziękujemy ekipie prasowej SIAF 2022.
Many thanks for SIAF Press Staff for help with realization of raport from 2022 edition.
Piotr Michno / Jerzy Michno